Drukuj

 

Chmurki
Po tamtej stronie chmur
to tytuł filmu, którego maleńki fragment stał się inspiracją do powstania tego serwisu.

"Po tamtej stronie chmur" (1995) Michelangelo Antonioni (1912-2007) kręcił już jako człowiek częściowo sparaliżowany (w 1985 r. miał wylew), nie mogąc mówić ani pisać. Dlatego na planie wspierał go Niemiec Wim Wenders, który nakręcił prolog, epilog i fragmenty łączące poszczególne nowelki. W tych łącznikach występuje narrator całości, reżyser grany przez Johna Malkovicha, porte parole Antonioniego, albowiem wygłasza opinie i przemyślenia zapisane kiedyś ręką Włocha.


To film o niemożnościach, które zawsze były specjalnością Antonioniego. Tu niemożności są dwie. Pierwsza to niemożność spełnienia w związku kobiety i mężczyzny. Bohaterowie wciąż się szarpią i oszukują, ale nie zaznają emocjonalnej satysfakcji. Druga to dręcząca artystę niemożność pełnego przedstawienia rzeczywistości. Są tylko kolejne historie, coraz bliższe opisania świata dookoła i ludzkich przeżyć. To jednak ciągle tylko bliskość, nigdy wierne odtworzenie.

Dlaczego bohaterom Antonioniego się nie udaje?
Jedna z postaci opowiada o tragarzach pewnej ekspedycji w Meksyku: zatrzymują się nagle podczas marszu i pomimo perswazji nie chcą iść dalej. Mija trochę czasu i wtedy, nieponaglani przez nikogo, sami ruszają. Jeden z nich wyjaśnia: - Wcześniej szliśmy za szybko, więc musieliśmy poczekać na nasze dusze.
Otóż właśnie:
w świecie przedstawionym przez Antonioniego nikt nie czeka na własną duszę, wszyscy idą za szybko.


Źródło:
http://wyborcza.pl/1,75475,6349978,Od_dzis_do_kupienia_z__Gazeta__ostatni_film_Antonioniego.html#ixzz0nhLnDeEt

W realnym świecie
niewielu Czeka na swoją Duszę, więc próbujemy namówić Cię
- Zaczekaj na duszę!




W Nie szukaj mnie, trzeciej noweli składowej Po tamtej stronie chmur, w paryskiej knajpce do samotnego mężczyzny podchodzi piękna, młoda dziewczyna. Opowiada mu historię o meksykańskich tragarzach, którzy podczas wyprawy z europejskimi naukowcami przerwali nagle wyprawę na kilka godzin.
OLGA
Szli zbyt szybko i musieli zaczekać na swoje dusze.
ROBERT
Na swoje dusze?
OLGA
To naprawdę piękne! My też jesteśmy zabiegani i gubimy gdzieś nasze dusze. Powinniśmy na nie zaczekać.
ROBERT
Po co?
OLGA
Ponieważ wszystko wydaje się niepotrzebne.


W innej wersji opowiadanej wygląda to tak:
„W jednym z filmów Antonioniego ekspedycja himalaistów wyrusza na podbój kolejnej góry. Tempo wyprawy jest bardzo szybkie. W połowie drogi wynajęci tragarze zatrzymują się i mówią, że za żadne skarby nie ruszą. Dlaczego? – pytają zdumieni himalaiści. Wszystko musi mieć swój czas. Idziemy za szybko. Będziemy teraz siedzieć i czekać, aż nasze dusze, które zostały daleko za nami, wrócą do nas – padła odpowiedź”.


Pośpiech, czyli co zrobić z tymi siedmioma minutami
Wojciech Eichelberger

Z życiem w ciągłym pośpiechu wiążą się dwa podstawowe niebezpieczeństwa. Pierwszym z nich jest utrata kontaktu z samym sobą, drugim - marnowanie czasu

W czasie jednej z pierwszych wypraw na Mount Everest, zorganizowanych przez ludzi z naszego kręgu kulturowego, kierownictwo wyprawy, chcąc zapewne pobić jakiś rekord, narzuciło bardzo szybkie tempo marszu. Tragarzami dźwigającymi całe wyposażenie byli miejscowi, himalajscy górale, słynący z niezwykłej siły i wytrzymałości. W trakcie kolejnego wyczerpującego marszu tragarze, ku zdziwieniu pozostałych wspinaczy, nagle zatrzymali się i usiedli w milczeniu. Ponieważ nie wyglądali na zmęczonych, zniecierpliwiony kierownik wyprawy zwrócił się do najstarszego: "Czemu tak siedzicie bez sensu, przecież szkoda czasu!?". W odpowiedzi usłyszał: "Musimy zaczekać na nasze dusze, żeby miały szansę nas dogonić".

Innym razem gdzieś w Indiach angielski oficer, chociaż się bardzo spieszył, zabrał z drogi sędziwego starca, który najwyraźniej od wielu godzin spokojnie czekał na autobus. W milczeniu jechali razem godzinę albo dwie, w trakcie których kierowca nie zważając na nikogo i na nic pędził jak szalony. Gdy minęli granicę miasta, spojrzał na zegarek i z satysfakcją zwrócił się do swojego pasażera: "O siedem minut krócej niż mój dotychczasowy czas na tej trasie". Ale stary człowiek nie wyraził ani podziwu, ani nawet uznania. Westchnął tylko i zapytał: "I co pan teraz zrobi z tymi siedmioma minutami?".

Z życiem w ciągłym pośpiechu wiążą się dwa podstawowe niebezpieczeństwa. Pierwszym z nich jest utrata kontaktu z sobą samym, drugim - marnowanie czasu.

Ucieczka od siebie samego
Uciekanie przed własną duszą, przed naszymi najgłębszymi tęsknotami, potrzebami, aspiracjami oraz sumieniem grozi traceniem życia. To tak, jakbyśmy udając się w długą, niebezpieczną podróż po nieznanych morzach i kontynentach, od razu na wstępie wyrzucili mapę i kompas. Dlaczego chcemy zgubić swoją duszę?Na co dzień, na krótką metę, bez duszy bywa nam wygodnie. Dusza przeszkadza w robieniu głupstw, w niegodziwości, bylejakości, w marnowaniu czasu. Bez niej łatwiej uczestniczyć w tym, co powszechne i popularne, brać byle co za dobrą monetę.

Bóg zsyła nam chorobę
Ale na szczęście dusza nie daje łatwo za wygraną i ostatecznie nie pozwala o sobie zapomnieć. Jeśli nawet z całych sił będziemy uganiać się po świecie po to, by ją zgubić, całkowicie oddamy się pogoni za bogactwem, władzą i sławą, za przyjemnością i bezpieczeństwem albo nawet za świętością i życiem wiecznym, i tak nas w końcu dogoni. Bo uciekanie przed własną duszą jest bardzo kosztowne i wyczerpujące. Prędzej czy później doprowadza do ciężkiej choroby ciała i umysłu. Wtedy, chcemy czy nie chcemy - musimy się zatrzymać. A zapomniana dusza tylko na to czeka - zgodnie z zasadą, że jak Pan Bóg nie może się doczekać, żebyśmy zmądrzeli, to jako ostatnią deskę ratunku zsyła nam chorobę. Skoro i tak nie mamy szans na ucieczkę przed własną duszą, warto zawczasu zadbać o to, aby za nami nadążała i mogła wywierać swój zbawienny wpływ na nasze życie. Jak trafnie zauważył pewien starodawny chiński mędrzec - wszystkie nieszczęścia tego świata biorą się stąd, że ludzie nie potrafią usiedzieć w jednym miejscu. Trudno się z tym nie zgodzić. Gdybyśmy tak potrafili zatrzymać się i przynajmniej raz na jakiś czas usłyszeć, zobaczyć i poczuć to miejsce, ten moment, w którym właśnie jesteśmy, świat z pewnością stałby się lepszy. I nie musielibyśmy tak często próbować beznadziejnej ucieczki przed własną duszą po to, aby móc w nim przetrwać.

Kiedy umysł pisze scenariusze
Często nawyk życia w nieustannym pośpiechu tłumaczymy sobie chęcią zyskania na czasie - teraz się spieszę, ale dzięki temu zyskam więcej czasu na relaks i wypoczynek. Niestety, to złudzenie. Nie potrafimy zrobić pożytku z tych zaoszczędzonych minut, godzin czy dni. Bo pośpiech to narkotyk, który uzależnia. Wynikiem pośpiechu jest nieobecność. Straszna, epidemicznie szerząca się choroba. Nasz umysł bawi się wyobrażeniami o przyszłości (mogą to być filmy akcji, melodramaty, tragedie, komedie lub horrory - wszystko jedno) i nie ma go w tym miejscu i w tym czasie, w którym istnieje nasze ciało. Jesteśmy nieobecni duchem i nie ma z nas żadnego pożytku.

Ta chwila jest jedyna
Nieobecność to dolegliwość, którą trudno wyleczyć. Leczenie wymaga determinacji, samodyscypliny, a nade wszystko wiary w istnienie rzeczywistego "teraz", w którym ciało, dusza i świat spotykają się i przenikają nawzajem.

Zainteresowanym samoleczeniem na początek polecam trzy proste sposoby przywoływania się do porządku:
-jak najczęściej, we wszelkich okolicznościach życia, składaj sobie (a także innym, których kochasz) następujące oświadczenie: Jestem tutaj, nigdzie się nie spieszę i to, co teraz robię, jest najważniejsze;
-jak najczęściej powtarzaj sobie w myślach: ta chwila jest jedyna;
-w przywoływaniu się do obecności pomoże ci bardzo głęboki, świadomy oddech przeponą aż do brzucha.
Powodzenia.

Wojciech Eichelberger
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl
http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,57901,33644.html

Komentarz do artykułu:
Ostatnio przestałem się spieszyć, mam ogromny kontakt z własną duszą. Wiem co zrobić z każdą z zaoszczędzonych siedmiu minut. Ale strach przed utratą choćby jednej ważnej minuty, mocniej trzyma mnie na ziemi. Nie wiem jak Wy porozumiewacie się z Waszymi duszami, ale ja czuję się jakbym przez jakiś długi czas o niej zapomniał. Wiem, ze Ktoś mi pomógł w "zaczekaniu" na własną duszę i dlatego Ten Ktoś jest dla mnie najważniejszy ze wszystkich poznanych do tej pory osób.
Nie warto się spieszyć, warto nie tracić czasu...

Komentarz do artykułu:
Zawsze żyjemy tu i teraz natomiast egoistyczny umysł ciągle za czymś goni wiecznie mu mało nie potrafi odróżnić potrzeb od chęci posiadania dlatego nigdy nie będzie miał czasu bo to wchodzi w nawyk. Nawyki sami tworzymy a potem stajemy się ich niewolnikami. Zmieniając nawyki i przekonania zmieniamy swoje życie.

Po tamtej stronie chmur